środa, 21 listopada 2012

Rozmyślania dnia dzisiejszego

Miałam napisać tę notkę kilka godzin wcześniej, tytułując ją "Ludzie to kurwy vol. 2", ale trochę się ogarnęłam.
Ponownie zawiodłam się na ludziach, których uważałam, że jednak znaczą coś więcej w moim życiu... I po tylu wspólnie przeżytych pięknych wspomnieniach, dostałam taki cios... Bolało, porządnie.
Moje zaufanie do ludzie ponownie mocno ucierpiało. Nie wiem czy to ja jestem taka naiwna, czyli to ludzie są po prostu tak podli wobec mnie? Może to jednak coś ze mną jest nie tak, skoro mnie tak traktują. Może wina leży gdzieś we mnie i nie potrafię jej dostrzec. Nie wiem...
Postanowiłam pielęgnować znajomości z osobami, które są teraz najbliżej mnie, które w najtrudniejszych chwilach faktycznie były przy mnie i mnie wspierały, za co im szczególnie dziękuję. Nie będę zaprzątać sobie głowy ludźmi, którzy tylko stwarzali pozory moich przyjaciół. Bo po co? Lepiej mieć kilku najbliższych przyjaciół, niż masę fałszywców, którzy prędzej czy później zostawią cię na lodzie, wbijając nóż plecy... Przykre, bo myślałam, że tamte osoby to też moi bliscy przyjaciele, no cóż... zostały tylko po nich odległe wspomnienia. Szkoda, że musiały okazać to akurat teraz, gdy przechodzę jakiś dziwny okres.

Jestem niezmiernie wdzięczna Alice, za to, że akurat nasze przesuwane ciągle spotkanie wypadło ostatecznie dziś. Humor poprawił mi się nieziemsko i miałam okazję zjeść najlepsze sushi w życiu. To już chyba jakaś tradycja, że zawsze spotykamy się pożerając te wspaniałości :)

Jakość kalkulatora, ale co tam. Ważne, że było przepysznie :)

sobota, 17 listopada 2012

Nie ogarniam...

Człowiek czeka miesiącami na jeden dzień, jeden wyjazd, jeden mecz... I co? Zostaje odprawiony z kwitkiem na kilka dni przed. Nie będę ukrywać jak bardzo jestem rozczarowana brakiem profesjonalizmu ze strony pewnego klubu. Zrozumiałabym jeszcze gdyby podano mi poważne powody, podano jakieś racjonalne argumenty. Ale nie... Lepiej napisać byle co, po co się wysilać. Jest mi bardzo z tego powodu przykro. Już nawet nie jestem zła, jest mi po prostu przykro. Ostatni tydzień jest dla mnie jakoś dziwnie nieprzyjemny. Docierają do mnie prawie same przykre informacje. Nie wiem czy jest to spowodowane pogodą, czy to jesienna aura tak na wszystko wpływa, ale robi się to serio męczące.
Całe szczęście ból głowy mi już mi powoli przechodzi i mam nadzieję, że szybko minie całkiem.
Nie wiem co mam z tym wszystkim robić, nie wiem czy nawet chce mi się jechać w ciemno na drugi koniec Polski, bo nie jestem pewna czy jednak uda mi się coś załatwić na miejscu.
Kompletnie bez sensu...

czwartek, 15 listopada 2012

BLUR NA OPENERZE

PO TYLU LATACH CZEKANIA!

Będę sławić ten dzień do końca świata jak ostatecznie uda mi się ich ujrzeć na żywo! Teraz jeszcze mocniej będę kombinować, żeby wrócić szybciej z Erasmusa.
To znak... jak nic... Po tych łzach spowodowanych tymi smutnymi wydarzeniami i po tym jak pomyślałam sobie, że czas skończyć płakać bo Ona by tego nie chciała... I nagle taka euforia... Cudownie jest się znów uśmiechać... :)





Tender is the night
Lying by your side...

Postcrossing

No to szalejemy z pocztówkami ;D

Pierwsza leci do Niemiec, jak się zbiorę to jutro wyślę. Rodzice będą mieć kupę radochy jak kartki będą przychodzić na nasz domowy adres :D

Nie idę jednak na jutrzejszy koncert Nihilusa. Głowa mi nie daje spokoju, a nie chcę się przez hałas jeszcze bardziej rozłożyć. Z meczu Polibudy też raczej zrezygnuję, wolę odpocząć. Za tydzień Kędzierzyn, nie chcę się rozchorować całkiem na ten wyjazd, bo przecież tyle na niego czekam.
Koncert chłopaków w Krakowie jest dla mnie ważniejszy, więc będę na niego oszczędzać siły (i pieniądze, bo z nimi też krucho ;) )

środa, 14 listopada 2012

Sweet memories...



Łezka się w oku kręci na samo wspomnienie tamtego dnia, tego utworu, tamtych emocji i wzruszenia...



Tell me, we both matter, don't we?
You, you and me.
you and me, won't be unhappy...

poniedziałek, 12 listopada 2012

Jesen, jesen...

Chyba i mnie dopadła wreszcie jesienna chandra... Od kilku dni czuję się osłabiona, boli mnie głowa, cały czas chce mi się spać i z humorem też nie najlepiej. Z miłą chęcią zwinęłabym się w kulkę, zakopała pod kołdrą i zapadła powoli w sen zimowy. Ale niestety pozostaje mi tylko ciepła kołdra i gorąca herbata pod ręką. Modlę się tylko o to, żeby to się nie skończyło kolejnym zapaleniem ucha, bo odkąd przeżyłam raz to świństwo jestem okropnie przewrażliwiona na tym punkcie.

Wracając do jesieni. Byłam dziś z Pati w ogrodzie botanicznym w Łazienkach. Liście z drzew już poopadały, tworząc na alejkach piękne złote dywany. Szkoda tylko, że tak mało słońca nam towarzyszyło i wiewiórki były jakieś takie mało sympatyczne...

Dziękuję Pati za pyszną kawę i rozmowę :)









niedziela, 11 listopada 2012

Še...

Znalazłam Oreo w torebce! TYLE WYGRAĆ!

Dobranoc!

Marsz! Naprzód marsz! Przerobimy Wasze życie w farsz!

Denriada mi przypomniała, że przecież posiadam coś takiego jak blog. No tak, czułam, że tak będzie. Napiszę kilka głupot, a potem zapomnę o jego istnieniu. Ale co się dziwić jak się tyle w życiu dzieje, teraz jakoś wcale mi nie po drodze, żeby wylewać myśli na blogowe karty. Znowu z drugiej strony szkoda usuwać, bo czasem jednak najdzie człowieka, żeby coś skrobnąć w ilościach stonowanych :)

Szablon zmieniłam, coby Szaman nie jojczała, że źle się wyświetla.

Brak mi dziś weny, żeby pisać jakieś konstruktywne przemyślenia. Obudziłam się z tak dobrym humorem, ale jakoś im bliżej końca dnia, tym go coraz mniej...

I nowy Hunter cały czas w głośnikach przygrywa.