niedziela, 16 września 2012

Bo to wszystko moja wina...

Zastanawiam się kiedy wreszcie dadzą mi spokój... Kiedy skończy się pierdolenie i obwinianie mnie o wszystko. Począwszy od rozlanej wody w kuchni, a kończąc na problemach finansowych. Bo przecież trzeba mnie opierdolić o to, że tyle pieniędzy wydają na mnie, na moje studia, na moją przyszłość, a potem drą mordy o to, że mam te studia skończyć, że mam się na tej uczelni utrzymać. No to w końcu mam studiować czy nie? Może lepiej będzie jak rzucę to wszystko w cholerę, wyjadę na koniec świata, znajdę jakąś robotę i wreszcie będę mieć spokój.
Bo przecież to moja wina jest, że moja recenzentka wyjechała na stypendium i zafundowali mi późny termin obrony. To moja wina, że muszę składać podanie o warunkowe przyjęcie na magisterkę. To moja wina, że instytut wydaje takie, a nie inne decyzje. Przecież to ja tam rządzę i to ja mam wpływ na wszystko!
Przecież łatwiej jest opierdolić swoje własne dziecko niż próbować wesprzeć i pomóc. Bo przecież ja nie mam uczuć, ja się nigdy niczym nie martwię, ja nie mam problemów. Lepiej sobie ulżyć i zgonić wszystko na kogoś innego. Od tego są dzieci, żeby mieć na kogo zrzucić całą winę i obarczyć je kolejnymi problemami oraz utrwalić ich w przekonaniu, że są nic nie wartą kupą gówna...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz